To była 4. ciąża. Co mogło pójść źle? Caroline Malatesta nie miała dolegliwości, ciąża przebiegała prawidłowo. Zdecydowała się na poród w szpitalu Brookwood w Birmingham - placówka reklamowała się jako kładąca nacisk na porody naturalne oraz na dbanie o to, by było to jak najlepsze doświadczenie dla kobiety. U Caroline wszystko poszło w odwrotną stronę. Kobieta po porodzie ma teraz zdiagnozowany zespół stresu pourazowego, a za sprawą personelu odniosła obrażenia, których konsekwencje będą odczuwalne do końca życia. Caroline wygrała proces przeciwko szpitalowi. Przyznano jej 16 milionów dolarów odszkodowania. Sąd stwierdził, że zachowanie personelu było niezgodne ze sztuką.

[ad=1]

- Moje poprzednie trzy porody odbywały się w znieczuleniu, na plecach. Po tym, jak urodziłam trzecie dziecko, otwarto szpital z oddziałem położniczym. Reklamowali się w telewizji, a lekarz przekonywał, że koncentrują się na „naturalnym porodzie”. Centralnym elementem ich kampanii była możliwość wyboru i komfort rodzącej. Kobieta sama miała decydować o tym, jak chce rodzić i w jakiej pozycji - opowiada Caroline. - Gdy byłam w pierwszym trymestrze, upewniłam się, czy to, co reklamują, jest prawdą. Zapewniono mnie, że to co widziałam i czytałam jest prawdą. Lekarz powiedział, że mogę rodzić w każdej pozycji, nie tylko na plecach oraz że nie muszę być ciągle monitorowana i podpięta do aparatury.



- W nocy, około 9 wieczorem, zaczęłam odczuwać pierwsze skurcze i wysłałam SMSa do douli, że najprawdopodobniej rodzę. Około 11 przybrały na sile, więc zadzwoniłam do szpitala, by dać im znać, że zaczynam rodzić. Kazali mi czekać, aż skurcze będą się pojawiać co najmniej co pięć minut i będą trwały przynajmniej minutę. To były wciąż dość łagodne skurcze, więc postanowiłam poczekać z mężem. Zdecydowaliśmy się odpocząć, by zebrać siły na akcję porodową. Około 2:30 nad ranem odeszły mi wody i chociaż skurcze wciąż nie były wystarczająco częste, pojechaliśmy do szpitala. Weszłam do sali porodowej, gdzie pielęgniarka kazała mi od razu iść do łazienki. Powiedziała, że być może do końca porodu nie zejdę już z łóżka. „Ale przecież doktor zapewnił mnie, że nie będę musiała ciągle leżeć!”. Na co położna, że mojego lekarza nie ma teraz na dyżurze. Od tego momentu rozmowa przebiegała mniej więcej tak: „Ale mój lekarz powiedział, że mogę!”, „Ale nie może pani!”. Położna traktowała mnie jak nieposłuszne dziecko.

- Ostatecznie położyłam się w łóżku, na plecach, choć była do dla mnie bardzo bolesna pozycja. Cały czas pytałam: „Dlaczego? Dlaczego?”, ale pielęgniarka nie odpowiedziała. Ignorowała mnie, jakbym działała jej na nerwy. Szybko stało się dla mnie jasne, że wcale nie chodzi tu o moje zdrowie czy bezpieczeństwo. Ta kobieta po prostu chciała postawić na swoim.

- Nagle poczułam ogromny skurcz. Uklękłam podpierając się rękami i powiedziałam, że nie dam rady rodzić na plecach. Dziecko zaczęło przeciskać się przez kanał rodny. Pielęgniarka kazała mi położyć się na plecach. Cały czas byłam na czworakach, starałam się rozluźnić. W tej pozycji poród był znośniejszy. Wtedy pielęgniarka chwyciła mnie za nadgarstek, pociągnęła i położyła siłą na plecach. Druga położna ręką wciskała główkę mojego dziecka, by jeszcze nie doszło do porodu. Walczyłam, starając się przybrać wygodniejszą pozycję. Chwyciłam jedną stronę łóżka, a w pewnym momencie położyłam nawet stopę na ramieniu pielęgniarki, by móc się przewrócić z powrotem, ale nie udało mi się.

- Mąż stojąc z boku myślał, że dzieje się coś poważnego. Myślał, że mi lub dziecku zagraża niebezpieczeństwo. Dziś żałuje, że zaufał pielęgniarkom. Po sześciu minutach tej przepychanki w końcu pojawia się lekarz. Pielęgniarka opuszcza, przestaje wpychać dziecko, a ja czuję niebywałą ulgę, bo siła jej nacisku i siła skurczów w końcu przestają na siebie napierać. Ale to dlatego jestem teraz tak strasznie poraniona. Wszystko stało się bardzo szybko. Dziecko natychmiast „wyskoczyło”, minutę później było na świecie. Skoncentrowałam się tylko na nim, na moim synu, najlepszej części tego wszystkiego.

[ad=2]



- Parę tygodni później wciąż chciałam wiedzieć DLACZEGO kazali mi rodzić na plecach? Nigdy nie uzyskałam odpowiedzi. Nie mogłam dobrze przeć, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że byłam już wtedy poważnie ranna.

(Caroline nie nazywa tego wprost, ale łatwo się domyślić, że chodzi o pęknięcie krocza.)

Następstwa tego zaczęły się tuż po porodzie, a w ciągu paru miesięcy rozwinęły się w poważne uszkodzenie nerwów. Odczuwałam na zmianę mrowienie, drętwotę, uczucia gorąca. Wiedziałam, że coś się dzieje. Nie mogłam uprawiać seksu, chociaż próbowałam mimo bólu. Osiem miesięcy po porodzie byłam w tak fatalnym stanie, że musieliśmy zamieszkać z rodzicami. Potrzebowałam ciągłej pomocy. Przez ponad pół roku nie mogłam normalnie funkcjonować.

- Dorastałam w rodzinie lekarzy. Mój ojciec i dziadek są lekarzami. Gdy uszkodzenie nerwów dało o sobie znać, nie planowałam złożyć pozwu, chciałam tylko odpowiedzi.”

Szpital nie chciał złożyć wyjaśnień Caroline, więc zdecydowała się na dochodzenie swojej racji na drodze sądowej. Wygrała 16 milionów dolarów, ale codzienne funkcjonowanie to dla niej nieustanny ból - krąży między łazienką a sypialnią, nie wspominając o tym, że jej życie seksualne zostało doszczętnie zrujnowane.

- Momenty, gdy nie odczuwam bólu, są rzadkie. Staram się brać tylko taką ilość środków przeciwbólowych, która sprawia, że staje się on znośny, w przeciwnym razie byłabym ciągle senna. Mam nadzieję, że moja historia pozwoli innym kobietom bez oporów mówić o swojej traumie.