Brytyjczycy mają dość i wypowiadają wojnę słodyczom. Tamtejszy rząd zaproponował kilka rozwiązań, które mają w tym pomóc, bo otyłość na Wyspach jest coraz poważniejsza. 

Problem otyłości znany jest od dawna, zresztą i w Polsce przybywa dzieci z nadwagą. Z roku na rok nie jest lepiej, a niechlubny prym wiodą Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. 

Edukowano, parę lat temu w zmianę stołówkowego jedzenia zaangażował się nawet Jamie Oliver. Teraz postanowiono pójść o krok dalej.

Ministrowie chcą zakazać umieszczania słodyczy na półkach w pobliżu kas. I ja jako rodzic uważam, że to nie jest głupi pomysł, bo gdy dziecko się nudzi w kolejce, weźmie, złapie, a rodzic - chcąc uniknąć awantury - często dla świetego spokoju weźmie. Czasem też i dla siebie. 

Zakazana też ma być promocja niezdrowego jedzenia, ograniczona sprzedaż energetyków, które będzie mogła kupić młodzież powyżej 16. Roku życia. 

I co? Ja biję brawo, choć nie jestem za nadmiarem zakazów. Jeśli jednak chodzi o dzieci, które same do końca nie potrafią świadomie decydować, zwłaszcza o swoim zdrowiu, można zrobić wyjątek. I pewnie przytakną mi wszyscy rodzice, którzy nie cierpią chodzić z dziećmi do sklepów właśnie z obawy przed scenami przy kasie.