Są takie dzieci: wybierają sobie misia, zabawkę, kocyk i noszą tę rzecz ze sobą wszędzie. Zagubienie lub zostawienie gdzieś ukochanego przedmiotu wywołuje u dziecka atak paniki, o zaśnięciu bez niego nie ma mowy. Znasz to?

Ja znam, bo mój młodszy syn ma ukochanego misia. „Miś Przyjaciel”, mówi o nim. Pamiętam też mój szok, gdy zobaczyłam, że dorosła kobieta (20-kilka lat) spała z pluszakiem z dzieciństwa, choć to już ekstremum, bo dzieckiem dawno być przestała. { To zjawisko musi być bardzo powszechne, skoro nawet Franklin, bajkowa postać, miał swój ukochany kocyk. }

Do tej pory patrzyliśmy na to jak na słodką dziecięcą fanaberię. Okazuje się jednak, że taka ukochana rzecz gra ważną rolę w rozwoju dziecka. 

Coś więcej, niż poczucie bezpieczeństwa

W 1951 roku psycholog dziecięcy dr D.W. Winnicott pierwszy zwrócił uwagę na potrzebę dziecka do posiadania takiej ukochanej rzeczy. Czegoś, co zastępuje bliskość rodzica. Jego zdaniem taki przedmiot stanowi pomost pomiędzy byciem częścią mamy, a byciem niezależną istotą. 

Dziecko wie, że miś to nie mama, ale zabawka zapewnia pewien rodzaj bezpieczeństwa, który daje rodzic. To coś pomiędzy matką, a każdą inną zabawką. Wiemy aż za dobrze, kiedy się przydaje: podczas pierwszych dni przedszkola, momentach zostania. Dodaje pewności siebie, wycisza. W 2011 roku przeprowadzono badanie. Okazało się, że te dzieci, które miały swoje ulubione, ukochane przedmioty, wykazywały się większą pewnością siebie. To również dobry znak na przyszłość, świadczący o posiadaniu dobrych podstaw do budowania trwałych przyjaźni i związków.

Link do opracowania wyników badania tutaj.

Nie wymuszaj porzucenia kocyka

Specjaliści są zgodni: nie warto zmuszać dziecka do porzucenia ukochanego obiektu. Goddard przekonuje: „Taki przedmiot zapewnia emocjonalny dobrobyt, bez niego prawdziwe uczucia dziecka mogą być spychane na dalszy plan. Ukochana zabawka pomaga pewniej wkroczyć w świat.”

Gdy dziecko nie ma pocieszaka

Gdzieś znalazłam stwierdzenie, że ok. roczne dziecko powinno mieć "pocieszaka", ale nie padło ono ze słów specjalisty. Nigdzie nie znalazłam opracowania potwierdzającego tę tezę, więc jeśli dziecko nie ma pocieszaka, myślę, że nie ma co szukać problemów. Może czuje się na tyle pewnie, że go nie potrzebuje?