Kupiłaś kiedyś coś dziecku dlatego, że sama chciałaś to mieć? Chyba sporo mam ma na koncie taki rodzicielski grzech. Albo pomyłkę, jak zwą tak zwą.

Szybko orientujemy się, że coś takiego nie przyda się ani nam, ani tym bardziej dziecku.

Ja np. całe życie marzyłam o domku dla lalek. Jakoś go nie miałam, chociaż swoim Barbie urządzałam pokoje na półkach mojego ówczesnego segmentu „Bieszczady”.

Potem zostałam matką dwóch synów i stało się dla mnie jasne, że ten domek dla lalek jakoś nie jest mi pisany, chociaż czasem kombinuję, jakby tu wkomponować zabawkowy domek w mikro-świat, jakim jest pokój moich synów. Nie da się, nie pasuje. Chyba że zrobimy z tego komisariat policji lub remizę strażacką - to już prędzej.

Zdziwiło mnie jednak, że Dorota Zawadzka zrobiła coś jeszcze bardziej irracjonalnego: kupiła synowi lalkę Barbie. Nie dlatego, by „dać mu wybór”. „Superniania” tłumaczy, że po prostu sama zawsze chciała mieć taką lalkę.

Czytaj więcej: Czego NIE potrzebuje Twoje dziecko?

I co? Ona się nią - rzecz jasna - nie bawiła, a syn w ogóle nie był zainteresowany tą zabawką.

Całe to wyznanie pojawiło się przy okazji wyboru zabawek dla dzieci i pytania, co się dzieje, gdy dziecko zabawki niszczy, ale ponieważ problem jest bardziej obszerny, zostawiam go na następny wpis.

Wracając do tematu kupowania zabawek, których dziecko NIE chce, to jako matka przedszkolaka Montessori mogę zaobserwować inną rzecz: chciałam wprowadzić w domu zabawki drewniane, eko. Co się stało? Ponieważ syn ma takie w przedszkolu, w domu one absolutnie go nie interesują. Tak więc mamy drewniane liczydło, ale służy nam ono jako pomoc, gdy pracujemy z cyferkami. Układanki nie ciekawią go zupełnie, bo z podobnymi pracuje codziennie poza domem. Zostają ukochane klocki LEGO, wciąż jeszcze w użyciu są Duplo oraz auta. Auta, auta, auta. Nie drewniane, a metalowe, najlepiej z sygnałem. Moje matczyne „chcieć” zostało pokonane przez dziecięce „wolę”.

 

 

Zobacz też: