Wiadomo, że jak boli, swędzi albo piecze, to uderzamy do dr Google. Przynajmniej niektórzy. No dobra, większość. A teraz zamiast Google, który teoretycznie wie wszystko, wyrósł nam nowy muchomor zdrowia: grupy na Facebooku. Należałam i należę do kilku, obserwuję, co się dzieje i łapię się za głowę, gdy inne mamy zaczynają bawić się w lekarzy, a ofiarami stają się małe dzieci.

Czytaj więcej: Dlaczego dzieci powinny chodzić wcześnie spać?


Przykład:


Dziecko dostaje wysypki, matka na facebookowej grupie wrzuca zdjęcie i pyta o radę. Pół biedy, gdy jest to grupa, gdzie wypowiadają się lekarze (choć i oni muszą „uciszać” wyrywające się do odpowiedzi mamusie, które przecież „wiedzą lepiej”). Gorzej, gdy jest to grupa mam, w których panuje wzajemne zawierzenie w doświadczenie mam.  Parę dni temu czytałam, że wspomniana wysypka była wg pani A alergią, wg pani B opryszczką, wg pani C inną infekcją wirusową. Matka nie dowiedziała się niczego, zapewne i tak musiała wybrać się do lekarza, marnując czas na forum i mącąc sobie w głowie.


Przeraził mnie niedawno post, w którym adminka musiała tłumaczyć matce dziecka, by NIE publikować zdjęcia przedstawiającego intymne części ciała pociechy. A najbardziej to, że troskliwa mama wolała pokazać zdjęcie genitaliów 16 tysiącom osób, zamiast po prostu udać się do lekarza.

[ad=1]


Przykład kolejny:


Matki pytają o reakcje po szczepieniach, czasem dziecko miewa niepokojące objawy. Kto atakuje? Antyszczepionkowcy, którzy podnoszą larum. Nie pomogą, ale odsądzą szczepiącą matkę od czci.
Rozmawiałam o tym w pediatrą, który leczy moje dzieci. On tylko rozkłada ręce. Ta samowola rodziców i nieufność wobec lekarzy niestety negatywnie odbija się tylko na dzieciach. I podkreśla, że przez internet nie da się tego zrobić.


- Wie pani, ja odbieram telefony, doradzam, matki mogą mi zawsze wysłać SMSa, ale wszystkiego nie jesteśmy w stanie zrobić na odległość, bo gdyby tak było, sens istnienia przychodni byłby żaden. Dziecko trzeba obejrzeć, bo nawet doświadczony rodzic może nie poznać groźnej choroby, które daje podobne objawy, co inna infekcja. Co roku leczę dzieci z powikłaniami po ospie, które mamusie leczyły radząc się internetu. To jest generalnie choroba o łagodnym przebiegu, ale jeśli już dojdzie do powikłań, są bardzo, bardzo poważne.

 

Czytaj więcej: Rodzice, NIE posyłajcie chorych dzieci do przedszkola!


Co jest powodem takiego googlowo-facebookowego leczenia? Brak dostępu do lekarzy? Nie w dzisiejszych czasach. Zapewne chodzi o upór i zwykłe lenistwo oraz wspomniany przeze mnie brak zaufania. Gdyby chodziło o drobnostki, nie ma problemu. Okazuje się jednak, że mamusie do wizyty u lekarza nie jest w stanie przekonać nawet wysoka temperatura u maluszka. A porady kończą się zazwyczaj tak: „Proszę udać się do specjalisty”.

Nawt w grupach zamkniętych, gdzie doradzać mają wykwalifikowani lekarze pediatrzy, mamy bywają nadgorliwe.

MoŻe i nie powinnam, ale nie mogłam się powstrzymać. Kto blogerowi zabroni? ;)

 

 

[ad=2]