- Wie pani, po czym poznać polskie dziecko w Szwecji? - mówi zawsze mój pediatra.

Wiem, bo zadaje mi to pytanie któryś raz z rzędu, ale wybaczam z uwagi na jego fach i ogromną wiedzę. Udaję, że nie mam pojęcia.

- Jest najcieplej ubrane! - odpowiada, właściwie sam sobie, z satysfakcją.

Prawda jest jednak taka, że dzieci w Polsce ubierane są ciepło, bardzo ciepło. Przyszedł październik, a ja zaczęłam widywać maluchy w ocieplanych spodniach narciarskich.

Byle nie zmarzło.

- Bo wie pani, zimne rączki to zaraz katar - wyjaśniła mi kiedyś pewna mama.

Wiem, co by na to powiedział mój pediatra. „Gdyby się chorowało z zimna, to by Eskimosi mieli ciągle katar”.

To stwierdzenie staje w kontrze do powszechnego przekonania o tym, że chłód powoduje choroby. Nauka jednak nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do faktu, że przeziębienia wywoływane są przez wirusy, a nie zimno. Kropka.

Dlaczego jednak częściej chorujemy w czasie zimnych miesięcy?

Spieszę z wyjaśnieniem, które wyczytałam w magazynie „Polityka” i podaję wiedzę dalej:

Od września do października oraz od kwietnia do maja mogą nas dopaść rhinowirusy, wywołujące przeziębienia grypopodobne. Bytują na przyciskach, klamkach, meblach (tam są aktywne nawet dobę). Możemy zarazić się zatem przez bezpośredni kontakt lub poprzez dotknięcie powierzchni skażonej takim wirusem. Zimą za to lubi „rządzić” grypa, której otoczka wirusa twardnieje w zimnych temperaturach (dzięki temu łatwiej się rozprzestrzenia i jest bardziej odporna).

Caroline Tapparel Vu, wirosolog z Uniwersytetu w Genewie, zwiększona zachorowalność na grypę i przypadłości grypopodobne zimą bierze się też stąd, że w tym czasie więcej przebywamy w zamkniętych pomieszczeniach, mamy bliższy kontakt z większą ilością ludzi. To zaś sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusów. Swoje robi też niedobór witaminy D, który prowadzi do większej zapadalności na choroby górnych dróg oddechowych (wg badań opublikowanych w 2015 roku w magazynie „Nutriens” osoby z niedoborem witaminy D mają aż o 58 proc. wyższe ryzyko zachorowania na infekcję dróg oddechowych, niż ci, którzy na taki niedobór nie cierpią.

Rzecz kolejna: 2015 roku badacze w Uniwersytetu Yale doszli do wniosku, że zimne powietrze w środku nosa może prowadzić do osłabienia procesów obronnych organizmu. Sama obecność wirusa w nosie nie prowadzi do choroby.

- Aby człowiek zachorował, wirus musi się rozmnożyć. W naszym badaniu chcieliśmy zrozumieć, co sprzyja rozwojowi wirusów w nosie - mówi jedna z badaczek, Ellen Foxman.

Okazało się, że wspomniane wcześniej rhinowirusy najlepiej rozmnażają się w temperaturze od 33 do 35 stopni. Można wnioskować, że to nie wychłodzenie całego organizmu jest kluczowe, a osłanianie nosa przed zimnem. Czy zatem nosić kominiarki? Foxman przyznała, że od czasu przeprowadzania badania zimą owija twarz szalem aż po czubek nosa.

Rzecz kolejna: stopy. Znany mi lekarz powtarza, by nie zachorować, „nie przegrzewaj głowy i nie wychładzaj stóp”.

Badanie Rona Ecclsa z Uniwersytetu Cardiff w Wielkiej Brytanii dowiodło, że wyziębienie stóp zwiększa podatność na choroby, choć sprzeczne jest to z innym badanim z lat 50. i 60., kiedy to podzielono grupę osób na dwie części. Jedną zamknięto w chłodni na dwie godziny, druga siedziała w ciepłym pomieszczeniu. Następnie każdej z grup wprowadzono do nosa rhinowirusy. Nie stwierdzono różnic w zachorowalności.

Jak w końcu jest?

Wnioski są proste i raczej ogólnie znane:

- źle wpływa na nas zarówno generalne osłabienie organizmu,
- należy wietrzyć pomieszczenia (w szpitalach to standardowa procedura profilaktyczna),
- odżywiajmy się zdrowo,
- myjmy ręce,
- nie musimy się przegrzewać, ale warto zadbać o ciepłe skarpety, czapkę i szalik,
- hartujmy się!

Morsowanie dobrze wpływa na elastyczność krwinek czerwonych, czego dowiedli pracownicy naukowi z krakowskiej AWF. A jednak wcale nie musimy zanurzać się w lodowatej wodzie, by zwiększyć odporność - wg naukowców (tym razem z Holandii, badanie z 2015 roku) polecają chłodne prysznice (temperatura wody: 20 stopni Celsjusza). Choć Japończycy od lat są przekonani, że nic tak dobrze nie wpływa na ciało, jak gorąca kąpiel. ;-) Wolę im wierzyć.