- A czemu wy tu jeszcze stoicie? - pyta pani A.
- No, widzisz co się dzieje - odpowiada pani A, a w tle łka jej syn.
- Aha. OK. To czekamy.
- Ja chcę to autooooo! - podnosi krzyk maluch po raz kolejny.
- Mówię ci - zaczyna pani A. - przyjdzie ojciec i zobaczysz co będzie! Wszystko mu powiem.
- Nic mu mama nie powie - zwraca się pani B do dziecka. - Ty wiesz co ty w tej chwili robisz? Dajesz mu sygnał, że sobie nie radzisz. Jak on ma cię słuchać?
- No jasne… Jak on ma mnie słuchać, jak ty takie rzeczy przy nim mówisz! - broni się A.
- To czy mówię już nic nie zmieni. Autorytet buduje się długo, jakbyś go miała, to byś nie musiała straszyć go ojcem. I co on mu zrobi? Klapsa mu da?
- No… Postawi go do pionu.
- Sami sobie pracujecie na to fatalne zachowanie - poucza dalej pani B. - Wzięłabym cię do siebie do gabinetu, ale jak widać szewc bez butów chodzi.
- Jak znajdziesz czas, to proszę bardzo! - rzuca wzburzona pani A. - Wszystko jest łatwe w teorii.
- Powiedziałam ci jasno, że na autorytet się pracuje. Pracuje! Wiesz, co to praca?!


Reszty nie słyszałam, bo zapakowałam sprawunki i wsiadłam do samochodu. Zauważyłam jednak, że gdy epicentrum konfliktu zostało zdjęte z dziecka, ono jakoś spuściło z tonu i przestało wydzierać się chcąc wymusić zabawkę. A mi przypomniał się jeden z moich wpisów. Teraz stwierdzam, że przegapiłam błąd, który rodzice popełniają: straszą sobą nawzajem, najczęściej matki ojcami. Co oznacza, że dają jasny komunikat: „Nie radzę sobie z tobą”.

[ad=1]