Pamiętam, gdy pierwszy raz zostałam mamą. Byłam już w domu kilka dni po porodzie, a całość dnia pochłaniała mi organizacja moich macierzyńskich obowiązków, łącznie z karmieniem piersią. Byłam zmęczona i przerażona, a w książce wyczytane zdanie: „Na zawsze zostaniesz już matką” brzmiało jak złowieszcza wróżba.


Na szczęście słowo constans dotyczy chyba tylko tego, że ciągle coś się zmienia, więc zmieniłam się i ja, ale wciąż widzę tę walkę.


Idziesz do pracy? Oceniają cię, bo słyszysz, że robisz dziecku krzywdę zostawiając je w żłobku lub pod opieką niani. Kobieta siedzi w domu i wychowuje dzieci? Źle, cofa się w rozwoju. I nigdy nie dogodzisz.

Tak, kochani, to są lata, które poświęcamy dla dzieci. Życie pędzi i gna do przodu, wszystko się zmienia, ale Twoje matczyne dni są do siebie podobne. Wstajesz, karmisz, przewijasz, pilnujesz, by nie zrobiło sobie krzywdy, gdzieś w między czasie starasz się coś ugotować i zadbać o dom. Książka, kino? Jedne znajdują na to czas, inne nie. To samo z kontaktami towarzyskimi. Miałam znajome, które mocno to przeżyły i bardzo je rozumiałam, bo mnie samej ciężko było pogodzić się z tym, że moja druga połówka może jechać na konferencję wiele kilometrów stąd, przywieźć mnóstwo wiedzy i nowych znajomości, a ja tkwię w serii dni podobnych do siebie jak puste kartki w kalendarzu.


Przecież Ty też masz ambicje. I dziwne poczucie, że nigdy nie odrobisz tych paru lat. Że nie nadgonisz. Że na zawsze zostaniesz w tyle.


Może i tak być, nie czarujmy się. Oddajemy dziecku siebie i coś z naszego życia zawodowego, które nierzadko jest mocno związane z naszym poczuciem samostanowienia. Drażnią cię inne matki, które w kółko rozmawiają o tym samym, często krytykując się po kryjomu, a każda z nich uważa, że jest lepszym rodzicem od innych. Po roku, dwóch, trzech, wracasz do pracy albo zaczynasz nową, ale to już nie to samo.


Dlaczego ja to piszę? Bo słyszę to zewsząd. Bo widzę, że każda próba intensywniejszej pracy to ciągłe zastanawianie się: „A z kim zostawię dzieci? A jeśli później wrócę? A jeśli się wtedy rozchoruję i będę musiała przełożyć plany?”.


Takie to nasze macierzyństwo i tylko bezmiar miłości sprawia, że przestajemy robić rachunek zysków i strat.

Czytaj więcej: Mama sfrustrowana. O tym, jak współczesne matki CIERPIĄ z powodu macierzyństwa


Ale czasem trzeba się wyżalić. Rozmowa - choćby z samym sobą - to forma terapii. Byle nie zwariować w tej serii prawie identycznych dni.

Jeśli ktoś nie ma dość, powyżej jest link. Coś czuję, że ten temat prędko się nie skończy. Chciałyśmy prowadzić takie życie, jak mężczyźni, ale gdzieś po drodze się nie udaje.

 

PS

Patrzcie, nie jestem sama!