W wyniku wojny w Syrii życie straciło przeszło 300 tys. ludzi. Nikt nie bierze pod uwagę tych, którzy dopiero mieli przyjść na świat. Ta historia tylko podkreśla tragizm tamtejszej sytuacji. W odciętym od reszty świata mieście ledwo funkcjonujące szpitale (te, które jeszcze zostały) i ich personel starają się nieść pomoc ludziom. Wszystkim.


Mayissa trafiła do szpitala w 9. miesiącu ciąży. Była ranna w wyniku wybuchu bomby (szła wówczas pieszo do szpitala, by tam móc bezpiecznie urodzić).

Lekarze zadecydowali o cesarskim cięciu, by ratować życie matki i dziecka.

Wszystko zostało udokumentowane na wideo. Nagranie łamie serce. Maluszek, który przychodzi na świat, nie oddycha samodzielnie, jego serce nie pracuje.

Czytaj więcej: Ten mężczyzna co miesiąc ryzykuje życie, by podarować syryjskim dzieciom zabawki.

Dwadzieścia kolejnych minut trwa batalia o życie dziecka, choć sytuacja wydaje się beznadziejna.

Wówczas nastaje moment magiczny: ktoś zauważa jakieś drgnienie w okolicy nieodciętej jeszcze pępowiny maleństwa - znak, że małe serce podjęło pracę. Kilka minut później po sali roznosi się donośny płacz noworodka - tego samego, który zahaczył o śmierć.


W mieście, gdzie każdego dnia giną dziesiątki ludzi, nowe życie jest czymś podwójnie cudownym.

Czytaj więcej: Zdjęcie chłopca wyjętego spod gruzów Aleppo jest nowym symbolem wojny w Syrii.

Oto radość personelu medycznego z ocalonego właśnie nowego życia.

Płaczecie? Bo ja się popłakałam publikując ten wpis. I uzmysłowiłam sobie, że rodząc się dziecko to miało szczęście, ale czy będzie mieć szansę przeżyć w ogarniętym śmiercią Aleppo? Życzę sobie (i temu maluszkowi przede wszystkim), bym za kilkanaście lat natknęła się na historię tego dziecka, z happy endem.