Gdy boli ząb, idziemy do dentysty. Gdy na skórze pojawia się wysypka, do dermatologa. Z czym i gdzie idziemy z wypadającymi, osłabionymi włosami? Najczęściej nigdzie, z nikim, do nikogo. Błąd - bo jeśli nie dermatolog, powinien zająć się nami trycholog, czyli specjalista zajmujący się zdrowiem włosów i skóry głowy. Ja poszłam, nie chcąc powtarzać sytuacji po pierwszej ciąży, kiedy to włosy wypadały mi garściami.

Spanikowałam - nigdy wcześniej tego nie doświadczyłam i byłam pewna, że wyłysieję. A swoje włosy lubię. Oczywiście nie jest tak, że nie mogłoby być lepiej, ale żal mi tracić pół czupryny. Psychicznie przygotowałam się do obcięcia włosów jesienią, ale o włosy chcę zadbać jeszcze inaczej. Stąd wizyta. Opowiem, jak było, bo trycholog to jednak wciąż rzadko odwiedzany przez Polaków rodzaj specjalisty. Przyjmuje mnie miła, młoda, uprzejma pani. Długowłosa, choć to drugorzędne. Na początek wywiad. Pani trycholog pyta mnie, jak ile mam lat, jak się odżywiam i jaki mam problem. Mówię, że włosy po ciąży, że wypadają, że osłabione.

- A kiedy pani urodziła?

- Końcem maja.

- To najzupełniej normalne, mamy nawet zachowany ten podręcznikowy okres około dwóch-trzech miesięcy, kiedy to włosy nagle zaczynają się sypać. Karmi pani piersią?

- Tak.

- To uprzedzam, że możemy pójść tylko w kierunku metod naturalnych, ale zobaczymy co się da zrobić.

Słyszę parominutowe wyjaśnienia, że ze względu na burzę hormonów włosy, które wcześniej miały różne cykle wzrostu, nagle wszystkie na raz kończą żywot i wypadają.

- Z cebulkami… - dodaję smutno.

-Tak, zapewne takimi białymi.

- Tak! - potwierdzam.

- Biała cebulka oznacza, że włos jest już martwy. Jeśli wyrwiemy włosa zdrowego, będzie miał ciemną cebulkę - słyszę w odpowiedzi.

Później siadam na fotel, zaczynamy oglądać moje włosy i skórę głowy pod mikroskopem. O-hy-da. A włosy myłam rano, żeby nie było. Po prostu powiększone setki razy mają nieciekawy wygląd. Czego się dowiaduję? Że mam suchą, łuszczącą się skórę głowy. A ja myślałam, że się przetłuszcza.

- Tak, ta skłonność do przetłuszczania jest, ale wrażliwa skóra głowy tak reaguje na intensywne szampony.

Te drogeryjne odpadają. Powinnam stosować delikatne.

- Biały Jeleń może być? - pytam.

- Tak, te kosmetyki są ok.

(To NIE jest reklama.) Oglądamy dalej. Dobra wiadomość jest taka, że sporo pojedynczych kosmyków zaczęła odrastać. Niestety, są sporo cieńsze, niż pozostałe włosy. Dlatego dostaję na koniec zalecenia: raz w tygodniu złuszczający szampon oczyszczający, aby usunąć suchy łupież. Strumień i temperatura nawiewu suszarki ma być na średnim poziomie. Na co dzień włosy mam myć pobudzającym wzrost włosów szamponem. Nic drogiego, mogą być te, które są w aptekach. Pani specjalistka nie poleca żadnej konkretnej marki, ale ja mówię, że zaopatrzyłam się już w szampon i serum Pharmaceris.

- Tak, mogą zostać - kwituje. - Jak najbardziej.

Do tego płukanki z pokrywy i skrzypu, a doustnie suplementy diety dla kobiet karmiących piersią. Nie powinnam też związywać włosów w ciasne kucyki, bo to dodatkowo obciąża i tak osłabione cebulki. Z suchym szamponem nie mogę przesadzać i stosować tylko wówczas, gdy naprawdę go potrzebuję.

- A silniejszymi środkami podziałamy, gdy przestanie pani karmić piersią - słyszę.

Wychodzę z ampułką dexpanthenolu, którą mam podzielić na dwa użycia i zaaplikować po kolejnych myciach głowy, oraz maseczką miętową (porcja na trzy zastosowania).

Za wizytę płacę 50 zł, w aptece na szampon Kerium marki La Roche-Posay wydaję jeszcze kilkadziesiąt złotych. Na kartce mam napisane, bym kupiła niedrogi szampon Himalaya Herbals, ale tego nie mogę dostać w drogerii. Teraz zostaje mi tylko stosować się do zaleceń, czekać i mieć nadzieję, że jednak nie stracę połowy tego, co mam na głowie.