Prowadzę bloga, wiem jak to działa. Publikuję wypowiedź specjalisty. Ostrzeżenie, pouczenie, coś, co ludzie udostępniają w dobrej wierze. Bo dobrą wiedzą trzeba się dzielić. Wtedy uaktywnia się on - rodzic tłumaczący się.


Obojętnie, czy piszesz o rzeczach względnie błahych czy o śmiertelnie poważnych. Czy w grę wchodzi życie, zdrowie dziecka, czy „tylko” poprawa jego komfortu. Ten rodzic przeczyta, ale ma inne zdanie. I nie wystarczy, że je ma. On musi być mądrzejszy od lekarza, mądrzejszy od fizjoterapeuty. A na poparcie ma stwierdzenie brzmiące mniej więcej tak:


A żona szwagra kuzynki brata tak robiła i nic się nie stało!


Setki tysięcy ludzi na świecie śpi z nowo narodzonymi dziećmi pomimo wyraźnych wytycznych, by bobasy spały blisko rodzica, ale jednak na osobnej przestrzeni. Jasne, że nie każde umiera z nich umiera z powodu śmierci łóżeczkowej i chwała Bogu, choć Boga bym już w to nie mieszała.

Czytaj więcej: Duński przepis na szczęśliwe dzieci


Pewnie nic się nie stanie, jeśli będziesz przetrzymywać niemowlę w nosidełku. Nie stanie się części dzieci. „Dziecku żony szwagra kuzynki brata” z całą pewnością nie stanie nic i jest to wystarczający powód, dla którego część rodziców musi się uaktywnić, broniąc swojego „NIE”. Są dorośli, wiedzą że stwierdzenie „nie bo nie” nie wypada, więc dają na poparcie swoje dość żałosne tłumaczenia.


A jednak jakoś tłuką ich wyrzuty sumienia. Czują się skarceni sami przed sobą. Muszą wyjaśniać, dlaczego nie chciało im się nosić dziecka. Dziecko leżące, ignorowane, zanoszące się płaczem nie umrze od tego. Ten rodzic to wie.


Wie też, że różnego rodzaju porady, wnioski specjalistów, to nie nakazy. Nikt nie powie ci, człowieku, jak masz wychowywać dziecko. Nikt nie każe ci słuchać rad, lepszych czy gorszych. Możesz wychowywać po swojemu, robić krzywdę po swojemu. To Twoje dziecko. Możesz karmić piersią, butelką, droga mamo, bez karcenia drugiej strony, bez licytowania się. Szczep, nie szczep, noś dziecko w wisiadle, noś w nosidle. Możesz zaspokajać albo ignorować jego potrzeby. Możesz nawet dać klapsa wierząc, że „zdrowe i normalne”. Możesz, bo nikt nie wejdzie do domu i nie powie ci, że masz robić inaczej. Ale twoje tłumaczenie się na forach to tłumaczenie się samemu przed sobą. Bo w sieci nikt nie wie, kim jesteś. I jeśli czujesz, że kolejny tekst o rodzicach popełniających takie a nie inne błędy działa ci na nerwy i stanowi dla ciebie grubą przesadę, to pewnie podskórnie masz sobie sporo do zarzucenia. Tylko że nie chcesz tego zmienić. Wolisz się tłumaczyć, choć każdy Twoje tłumaczenie ma gdzieś. Ale przez ten moment, gdy to piszesz, chwilowo uciszasz rodzicielskie sumienie. Zupełnie cicho robi się, gdy kilku rodziców o podobnych wyrzutach sumienia da „lajka” pod twoim komentarzem.


Ja cię nie oceniam. Nikt cię w sieci nie ocenia, dopóki o to nie poprosisz.