Moje dziecko jest w świetnym przedszkolu, ale jedna rzecz jest tam reliktem przeszłości, wciąż stosowanym. Kary. Choć nie są tak nazywane, dzieci szybko się orientują, że pewne rzeczy, jak wykluczenie z zabawy, są konsekwencją pewnych niepożądanych zachowań. Czy tzw. karne kąciki, krzesełka spokoju czy jeżyki działają? Nie. Podobnie jak dawno temu nie działało stawianie do kąta. Zmieniła się terminologia, potworka trochę przygłaskano, ale to wciąż system kar.

_________________________


Nie warto karać dzieci


Nie powiem, że się na to nie łapię. Łapię, a jakże. I za każdym razem stwierdzam, że pozytywna motywacja działa na dziecko lepiej, niż groźba i negatywne konsekwencje.

Dlatego tym bardziej zachwyca mnie pomysł wprowadzony w życie w szkole Roberta W. Colemana w Baltimore.

Czytaj więcej: Dlaczego nie warto dawać klapsów.

Nie ma tam kar. Nie ma.

Jest tzw. „pokój myśli”, „oaza spokoju”. Jest kolorowy, przyjemny i stanowi część programu zwanego „Holistic Me”. Dzieci uczy się tam medytacji, m. in. poprzez ćwiczenie oddechu oraz rozmowę z psychologiem.

Najlepsze są rezultaty, bo szkolne władze chwalą się, że żaden uczeń od czasu trwania programu nie został zawieszony. Mało tego! Dzieci wracają do domu i… uczą rodziców, jak radzić sobie ze stresem i napięciem.

A to dopiero… Brzmi jak marzenie rodzica: pobierać nauki spokoju od swoich pociech.