Kiedyś nie chwaliłam, bo cudze dzieci zupełnie mnie nie interesowały. Swoich też nie posiadałam, więc temat był dla mnie obcy. Później urodziłam dziecko i bez pamięci zakochałam się w swoim synu. Uznałam wówczas, że to miłe, gdy ktoś pochwali ci potomka (pamiętam słowa znajomej, powiedziane raz i tylko raz: "Naprawdę macie ładne dziecko"). Zaczęłam więc chwalić dzieci cudze, będąc tą uprzejmą. Polały się na moją głowę może nie przysłowiowe kubły zimnej wody, ale szklanki. No, kieliszki.

Liczyłam na to, że matki, wymieniając doświadczenia, wymieniają też komplementy. Że ktoś dostrzeże oprócz mnie, że mój synek jest bystry, uroczy, że robi rzeczy godne uwagi. Komplementowałam więc, a w zamian dostawałam monologi na temat tegoż dziecka. Bynajmniej nie mojego. Że tak, owszem, jest cudowne, że ona tak pięknie już na nocnik siada, że tak się sam sobą zająć potrafi, że mówi tak, siak, owak i że to ósmy cud świata jest. Jej, nie moje.


Na początku byłam trochę rozeźlona. No jak to, nie widzicie, że moje dziecko takie fantastyczne? Że ja tu wam sypię, mówię uprzejmości. Wcale nie kłamałam, naprawdę stwierdzałam fakty, zresztą każda mama pod komplementem wysuniętym pod adresem jej dziecka podpisałaby się po tysiąckroć. Nikt jednak nie odwzajemnił moich słów. Od nikogo nie usłyszałam dobrego słowa.


Nie liczyłam na to, że świat zachwyci się moim dzieckiem, przynajmniej jeszcze nie, bo jego wyjątkowości jestem pewna i tak. Zrozumiałam jednak, że inne mamy skupione są na sobie i swoich dzieciach do tego stopnia, że nie uważają za stosowne odwzajemnić uprzejmości.


Jest natomiast rzecz inna, niepokojąca: matki choć nie pochwalą, rzucą się na ciebie wypatrując wszystkiego tego, co uznać mogą za potknięcie w twoim macierzyństwie.


- To on jeszcze nosi pieluchę?! - słyszałam tysiąc razy. Wcześniej to samo było ze smoczkiem.


Ano nosił. Groźbą i prośbą trudno nam było namówić go do nocnika, ale co ja mam innym matkom wyjaśniać, skoro już słyszałam, że jej załatwiał się "jak dorosły" już w wieku 1,5 roku?


Nikogo nie interesowało, że synek z butelki przestał pić mając roczek, że szklankę i kubek opanował wcześnie, że nie miał problemów z grymaszeniem przy stole, że ma znakomity rytm dnia… To wiem sama. Inne mamy wzruszały ramionami lub zbywały milczeniem takie wyjaśnienia. Czasem prześlizgiwały się po temacie zgrabnie i tak szybko, że natychmiast wiedziałaś: ich twoje sukcesy wychowawcze nie interesują. Wolą wytknąć, że czegoś nie byłaś w stanie ułożyć podręcznikowo.


Stałam się więc mniej hojna. Komplementami nie szafuję. Jeśli uznam, że dziecko do urodziwych nie należy, nie mówię nic. Jeśli powiem coś miłego, to z prawdziwym uznaniem. Za to chwalę swoje dziecko przy innych, mówię o jego dokonaniach. Bo ma już rozumie, że mama jest z niego dumna. Tego nauczyli mnie moi rodzice, chwaląc się mną tak, że nieraz aż mnie to krępowało. Za to przekazali mi poczucie własnej wartości i pewność, że mogę i potrafię dużo. Chyba wiedzieli to, co i ja wiem już dziś: jeśli ty nie pochwalisz swojego dziecka, nikt inny tego nie zrobi.