Moi synowie chodzą do przedszkola, które oddalone jest o 30 minut drogi samochodem.

Codziennie zawozimy ich i odbieramy.

Codziennie przeżywamy stres związany z pakowaniem się, pytaniem, czy zdążymy, czy wszystko zabrane. Czy nie zgubiła się rękawiczka albo czy w aucie jest ulubiony resorak starszego syna.

Uważamy, że ta godzinna dziennie spędzana w samochodzie to czas stan przejściowy. Jedziemy z punktu A, do B. Nie jest to dla nas cel sam w sobie. A właściwie nie był, przynajmniej dla mnie, bo pewnego dnia coś do mnie dotarło.

Czytaj więcej: Nauczyciel z długim stażem radzi, jak być lepszym rodzicem


Niebawem nie będę swoich synków wozić do przedszkola. Będą chodzić do szkoły, coraz bardziej niezależni i pochłonięci swoim życiem. Nawet te 30 minut dojazdu - TO jest macierzyństwo, to też jest czas dla rodziny. Nie można wszystkiego traktować jak element przejściowy w drodze do malutkich punkcików. Czasem 30 minut w samochodzie z dzieckiem WAŻNIEJSZE JEST NIŻ CAŁY DZIEŃ PRACY.

Dni są długie, ale lata są krótkie. Czas przyspiesza, gdy mamy dzieci. Nie sprawiajmy, by uciekał szybko i byle jak.

Spędzajmy go najlepiej, jak możemy. Sączmy z niego soki, napawajmy się tym.

Można powiedzieć, że życie i bycie rodzicem przeciekło nam przez palce. Można też powiedzieć, że szybko zleciało, ale wykorzystaliśmy ten czas maksymalnie.

Ech, pojechałam banałem, ale co ja poradzę, że życie banalne bywa.