Trwa moda na Islandię, tuż po duńskim hydgge, a może już przed nim. Wcześniej kraj wydawał się zimny, odległy i ponury, płynący alkoholem, bo co też mieli spożywać mieszkańcy kraju, w którym słońca jest tak mało.

Problem dotyczył nie tylko dorosłych - nastolatki na Islandii były jedną z najciężej i najwięcej pijących grup społecznych w Europie. Uzależnionych od różnorodnych używek było więcej niż w innych krajach Europy i nie pomaga obowiązująca tam prohibicja ani wysokie ceny alkoholu oraz fakt, że sklepy monopolowe otwarte są 5 dni w tygodniu przez ok. godzinę.


Dziś Islandia może pochwalić się nie tylko wspaniałymi krajobrazami i popularnością wśród turystów, ale i niebywałym sukcesem, jeśli chodzi o ograniczenie spożywania alkoholu przez nastolatków - odsetek pijących spadł do zaledwie 5 procent. Sukcesów jest więcej. Marihuana: 7 procent, a papierosy: 3 procent. Młodzi Islandczycy są dziś zdrowi i w większości wolni od uzależnień.

Jak tego dokonano?


W 1992 roku naukowcy pod przewodnictwem Harvey’a Milkmana otrzymali od rządu Islandii grant w wysokości 1,2 miliona dolarów. Pieniądze te wykorzystano na projekt, który miał oferować młodym ludziom alternatywę dla używek i włóczenia się „po mieście”. Na czym to wszystko polegało?

Milkman postawił na „life skills”, czyli kompetencje społeczne. Wzmacniano relacje, budowano poczucie więzi, uczono asertywności. To był pierwszy krok. Postawiono też na sport. Uznano, że ludzie mają skłonności do uzależnień i ten fakt jest niezaprzeczalny. Spróbowano więc zamienić niezdrowe nawyki na sport i chyba się udało. Mnóstwo młodych Islandczyków wolny czas spędza dziś na basenach, boiskach i w halach sportowych. Promuje się też intensywnie kulturę i sztukę, a mniej zamożne rodziny otrzymały wsparcie przeznaczone na zajęcia dla dzieci i młodzieży, by ci, którzy nie połknęli sportowego bakcyla, także mogli spędzać czas we właściwy sposób.


To nie koniec. W program Milkmana zaangażowały się też władze. Zabroniono dzieciom pomiędzy 13 a 16 rokiem życia przebywania bez opieki na zewnątrz po godz. 22.00 (latem po 24:00 - pamiętajmy, że tam jest dzień polarny!).


Efekty były powalające: w latach 1997-2012 odsetek nastolatków wieku 15-16 lat, którzy „prawie zawsze lub zawsze spędzały czas z rodzinami w dni powszednie” podwoiła się z 23 do 46 procent, zaś liczba młodzieży regularnie uprawiającej jakiś sport wzrosła z 24 do 42 procent.


Nic, tylko brać przykład.


Przypomina mi się rozmowa z pewną znajomą lekarką, mamą nastoletnich dzieci.


- Nie czuje pani, że dzisiaj się dzieci trudno wychowuje? - zagadnęłam.
- Nie. A wie pani, dlaczego? To pani powiem: moje dzieci mają pasje. Córka na przykład uwielbia konie, jeździ regularnie. Jak dzieci mają coś, co kochają, to się nie zwichrują.