"To historia o aborcji. I o uczuciach. O wpadce. Trafiła się ludziom dorosłym, rodzicom dwójki dzieci(...). Nie chcą teraz niczego zmieniać, zaczynać od początku. (...) Nie chcą szukać większego mieszkania teraz. 60 metrów kwadratowych ze wszystkimi książkami i zabawkami dzieci jest trochę ciasne, ale jest OK" –  powiedziała w rozmowie z magazynem "Wysokie Obcasy" Natalia Przybysz.

Nawet w tle Czarnego Poniedziałku taka prawda jest odważna i podlega ocenie. Ja się staram, ale mi trudno, bo też jestem matką dwójki dzieci. I jakoś na miejscu Natalii nie potrafiłabym mówić o uldze po dokonaniu aborcji dziecka, które - najprawdopodobniej - było zdrowe i miało wszelkie warunki ku temu, by wychowywać się w kochającej się rodzinie.

Tylko jedna rzecz…

"Ja naprawdę nie chciałam tego dziecka. Nie widziałam się znów w pieleszach domowych, w pieluchach" – wyznaje wokalistka.

Jak wygląda zabieg?

"Jest czysto, miło, ciepło. (...) Kładzie się do łóżka. Przychodzi anestezjolog, ona podaje rękę, zasypia. Po pięciu minutach budzi się na sali, pod kołdrą, jej chłopak jest koło niej. Wszystko trwało pięć minut. Pięć minut. I nagle przychodzi taki wielki oddech. Największy wydech świata."


Nie ma rozprawiania na temat wyrzutów sumienia. Nie. Przybysz wspomina uczucie... ulgi. Nie będę obiektywna: nie jestem w stanie wyobrazić sobie podobnych doznań w takiej sytuacji. Mimo wszystkich swoich przekonań, po prostu nie jestem.


"No, ta dziewczyna... To znaczy ja. Czuję wielką ulgę. Nagle cieszysz się wszystkim w swoim życiu, tym, co masz. (...) Pięć minut - i masz z powrotem swoje życie" – opowiada Przybysz, która nie wyklucza, że kiedyś będzie mieć więcej dzieci. Na razie nie czuje się jednak na nie gotowa.

[ad=1]

Jesteście ciekawi mojego komentarza? Zapraszam na kolejną stronę: