Pamiętam, pamiętam to. Mój pierwszy poród i kobieta, która urodziła trzecie dziecko. Zdrowe, choć wcześniak. Z racji tego, że urodził się w 7. miesiącu, musiał przebywać w inkubatorze.
Kobieta leżała ze mną w pokoju. Miała wizyty składane regularnie - wszyscy sprawdzali, jak się czuje i czy „nie ma ochoty zajrzeć do dziecka”. Nie miała.


To był jej trzeci syn, nieplanowany, ona sama po 40-tce.


- Wszystkich rodziłam wcześnie - opowiadała mi. - Nie donosiłam żadnej ciąży.


Przyszedł sam ordynator.


- Pani może dziecko wziąć za rękę, ono sobie świetnie radzi.


Była i położna laktacyjna parę razy dziennie. Pomagała jak żadnej innej kobiecie, bo takiemu wcześniaczkowi warto było choć kilka kropel matczynego mleka podać. Mama nie chciała karmić.
- Proszę pani, choć odrobinę. Nawet pani nie wie, jak mu się ta ociupinka mleka od pani przyda.


- Ale ja nigdy nie karmiłam piersią! - żachnęła się kobieta.


Na laktator patrzyła jak na elektryczną dojarkę.

CIĄG DALSZY: CZYTAJ DALEJ

[ad=1]