Kto o nim jeszcze nie słyszał? Niepozorna roślina przeżywa ostatnio prawdziwy renesans. Można śmiało powiedzieć, że jarmuż został skutecznie wylansowany w ciągu kilku miesięcy. Czy jest wart takiej uwagi? Czy można go bezkarnie pochłaniać w dowolnych ilościach?

Na początek kubeł zimnej wody - jakiś czas temu trafiłam na alarmujący artykuł na temat kumulacji metali ciężkich w liściach tej rośliny. Specjaliści od zdrowego żywienia zaapelowali, by nie przesadzać z jarmużem, bo ten - podobnie jak sałaty czy na przykład brokuł - zbiera w liściach również to, co niezdrowe. Wszystko zależy od miejsca, w jakim jest uprawiany. Jeśli nie mamy gwarancji, że roślina jest "eko", nie przesadzajmy z codziennymi koktajlami z jarmużem w roli głównej.

Kierując się zdrowym rozsądkiem sięgamy po jarmuż na zmianę z innymi warzywami - rukolą, szpinakiem, sałatą czy brokułem.

Jarmuż (będący odmianą kapusty) jest chwalony za to, że zawiera dużo białka, błonnika, witamin (głównie C i K) a także soli mineralnych. Ma sporo wapnia, potasu i silnego przeciwutleniacza - sulforafanu. Właśnie ten składnik jest powodem, dla którego jarmuż zbiera wysokie noty. Jego obecność w naszym organizmie chroni przez rakiem prostaty, płuc i jelita grubego.

Jarmuż zawiera też witaminę K, która także hamuje rozwój nowotworów. Chcecie więcej? Proszę bardzo - w pomarszczonych liściach znajdziecie przeciwutleniacze hamujące procesy oksydacyjne, czyli zapobiegające rozwojowi chorób nowotworowych.

Z czym to się je?

Jarmuż można jeść na surowo. Ja pokrojone drobno listki dodałam do surówki z selera naciowego i papryki. Liście są dość twarde, dlatego służy im sos vinegret, który pięknie aromatyzuje i zmiękcza sałatkę.

Można jarmuż gotować, ale krótko. 3-4 minuty powinny wytarczyć - tak samo gotujemy brokuła. Wtedy jest chrupki i słodki. Rozgotowany... Brrr - sami wiecie, jak smakuje.

Wiele osób przyrządza z jarmużu koktajle. Miks liści z owocami (na przykład mango, pomarańczą i jabłkiem) daje smaczny i zdrowy napój.

Ja zrobiłam też słynne chipsy z jarmużu. Bardzo reklamowane na blogach i na Instagramie. Przyrządziłam je według przepisu, który znalazłam na opakowaniu jarmużu kupionego w Lidlu.

Przygotowałam sos:

- 2 łyżki oliwy z oliwek (może być olej rzepakowy)
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżeczka słodkiej papryki
- 1/2 łyżeczki curry

Składniki wymieszałam w misce. Umyty i osuszony jarmuż (ten z Lidla jest już czysty) przebrałam - nie ma w nim raczej grunych łodyg, jeśli takie są warto je usunąć. Liście, które kupiłam, były już rozdrobione. Przypuszczam, że mozna też robić większe chipsy, moje wyszły dość drobne.
Listki obtoczyłam w sosie. Wyłożyłam na papier do pieczenia rozłożony na blaszce. Piekłam w piekarniku w niskiem temperaturze (ok. 150 stopni) przez około 15 minut. W międzyczasie mieszałam kilka razy.

Chipsy trzeba pilnować, żeby się nie spaliły. Moje zachowały zielony kolor, tylko brzegi były brązowe.

Liście zrobiły się chrupkie, słodko - słone. Smakowały trochę jak pieczone listki selera.

Smaczna przekąska - jedli wszyscy, nawet mój 2-letni syn, który do zieleniny podchodzi z dystansem. Zapach przypraw i chrupkość chipsów przekonały go na tyle, że zjadł parę chrupek.