W końcu! Pamiętam, że jako (szczupłe) dziecko w szkole jadłam frytki, batoniki i hot-dogi. Na zdrowe jedzenie nie było co liczyć, jabłka leżały sobie gdzieś obok, zupełnie ignorowane przez dzieci, w tym mnie. Teraz ma być inaczej. Zgodnie z decyzją Ministerstwa Zdrowia od września z półek sklepików szkolnych ma zniknąć niezdrowe jedzenie. Nie będą więc w nich dostępne chipsy, batony, napoje gazowane i słodzone. Zastąpić je mają kanapki, sałatki, warzywa, owoce i produkty mleczne. To odpowiedź na coraz bardziej alarmujące dane o problemach najmłodszych z nadwagą. Instytut Żywności i Żywienia wskazuje, że ma ją ponad aż 22 proc. uczniów.

Szkoda, że sytuacja musiała stać się tak alarmująca, by podjąć jakiekolwiek środki, ale lepiej późno, niż wcale. Niektórzy producenci już zrezygnowali z tego kanału dystrybucji.

– PepsiCo od 2009 roku nie sprzedaje napojów gazowanych oraz napoju Lipton Ice Tea do szkół podstawowych i gimnazjów. To była decyzja firmy. Zgodnie z założeniami, z naszymi zobowiązaniami europejskimi, nie sprzedajemy w tym kanale dystrybucyjnym – mówi Małgorzata Skonieczna, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej na Europę Centralną PepsiCo.

Od września tego roku będzie to obejmowało wszystkie firmy i wszystkie produkty o wyższej zawartości soli, cukru i tłuszczów. Przeciwnicy zmian podkreślają, że samo wycofanie tuczących produktów ze szkół nie wystarczy, bo potrzebna jest całościowa zmiana nawyków żywieniowych. Według ekspertów Konfederacji Lewiatan w wielu sklepikach chipsy i gazowane napoje już zostały zastąpione przez chrupki kukurydziane, płatki, soki, wodę i kanapki. Producenci słodyczy zadbali o to, aby sztuczne barwniki zastąpiły naturalne, a porcje proponowane dzieciom do sprzedaży były mniejsze. Małgorzata Skonieczna podkreśla, że problemem w Polsce nie są niezdrowe produkty, lecz niezdrowa dieta.

– Każdy produkt spożywczy, który jest dopuszczony do obrotu, czyli do sprzedaży na rynku polskim, musi spełniać bardzo ostre kryteria, dotyczące zarówno bezpieczeństwa żywności, jak i jakości. Nie ma więc niezdrowych produktów. Za to są niewłaściwe diety i w tym tkwi cały problem. W każdej diecie znajdzie się miejsce dla słonej przekąski czy napoju gazowanego – mówi dyrektor w PepsiCo.

Problemem jest też to, że dziecko dobrowolnie nie sięgnie po sałatkę. Zwłaszcza, gdy kolega kupuje sobie paluszki. Nie ma co liczyć na rewolucję w stylu Jamiego Oliviera (zaledwie wczoraj czytałam tekst mówiący o tym, że w Wielkiej Brytanii zdrowe odżywanie się uważane jest wciąż sa przejaw poshness, czyli snobizmu), ale każda zmiana na lepsze powinna być chwalona. Pamiętajmy, że rodzice mają równie ważną rolę do odegrania w tej materii...