Trwa odwieczna wojna matek, które chcą wyglądać, jakby nigdy nie rodziły (najlepiej od razu), tych, które faktycznie tak mają (patrz przypadek Sary Stage) oraz kobiet, które przeżywają sflaczały brzuszek, rozstępy, popękane naczynka krwionośne i szereg tego, co określamy jako "dobrodziejstwo inwentarza" ciąży i połogu.
A tu kolejna pani wrzuca bardzo znajome zdjęcie (macie wrażenie, że widzicie część siebie, ja tak mam). Na pupie majtki, o przepraszam - majciochy poporodowe, dziecko przytulone do piersi. Brzuszek jeszcze napęczniały, bo tylko wspomniana Sarah od razu zapnie w talii dżinsy sprzed ciąży.
Erica Andrews widoczna na fotografii zrobiła jednak viralową furorę, co zresztą nie jest trudne. Wystarczy po raz tysięczny udowodnić, że poród to ból i z "glamurem" niewiele ma wspólnego. Do tego opis, z którym może identyfikować się większość matek. Bo nagle patrzymy na siebie zupełnie inaczej, przez pryzmat życia, któremu dałyśmy początek.
OK, by nie brzmieć sztucznie patetycznie… To już było. Ja panią Andrews podziwiam i szanuję jak każdą inną mamę, ale wzruszam ramionami. Bo co z tego? KAŻDA z nas, matek, tak ma.
1
24 godziny po porodzie - połóg "anti-glamour"
Sorry, pani Andrews, każda tak ma.