Pamiętacie wpis, w którym pokazywałam skutki publikowania zdjęć swoich dzieci w internecie i zagrożenia, jakie się z tym wiążą?
Obiecałam sobie, że - mimo iż bloguję, prowadzę Instagrama i kanał na YouTube - nie będę wykorzystywać swoich dzieci do nabijania sobie popularności, bo to ich wizerunek i nie chcę czerpać korzyści z ich nieświadomości w tym temacie. Kropka.
Oczywiście, obserwuję kilka mam, które chętnie i często dzielą się pociechami swoich dzieci. Nie piętnuję, ja po prostu mam odmienne zdanie i o ile na maluchy zawsze patrzy się przyjemnie, o tyle moja rodzina to dla mnie swego rodzaju świętość.
Dlatego zwróciłam uwagę na prace Iwony Podlasińskiej, której zdjęcia robią furorę w sieci.
Gdy fotografie pojawiły się na portalu gazeta.pl, zalała ją fala hejtu, która o mały włos sprawiła, że pani Iwona zaprzestała robienia zdjęć. Zarzuty były absurdalne, łącznie z takimi, że zdjęcia nic nie wnoszą, bo widać na nich tylko plecy dziecka.
Artystka się nie poddała i postanowiła pokazać, że dziecięca twarz to tylko jeden z elementów i że nie ona decyduje o tym, czy praca jest udana, czy nie. Osobiście zazdroszczę talentu i pięknych pamiątek - takiego albumu będzie można pozazdrościć.
Tutaj znajdziecie link do strony Iwony Podlasińskiej.
Zdjęcia publikowane za zgodą autorki.
KLIKNIJ PO WIĘCEJ ZDJĘĆ...
[ad=1]