Dość ciekawy wywiad w magazynie „Polityka”: rozmowa z dr Evelin Kirkilionis, etolożką, która mówi wprost: „Jesteśmy noszeniakami!”.


Noszenie mamy w genach. A trzymanie dziecka w wózku to bardzo niedawny wynalazek, biorąc pod uwagę lata ewolucji.


- Dziecko pozostawione samo odczuwa to jako zagrożenie życia, co ma ogromne konsekwencje dla jego rozwoju. Z perspektywy naukowej pomysł, że niemowlę noszeniaka można rozpieścić noszeniem, okazuje się absurdalny.


To już kolejna specjalistka, która uczy rodziców odkrywać koło na nowo, czyli wracać do rzeczy, które kiedyś były dla człowieka naturalne, ale razem z rozwojem(?) przestały. Jak noszenie niemowląt właśnie.


O tym, jak ważne jest noszenie już pisałam, nie będę się powtarzać. Zainteresowanych odsyłam tutaj:


Dzieci to noszeniaki, czyli o zaletach noszenia niemowląt - CZYTAJ


Lubię jednak podpierać się wypowiedziami autorytetów, ludzi, którzy na dany temat wiedzą dużo więcej, niż ja.

I tak oto pani Evelin przekonuje:


- Dziecko pozostawione samo odczuwa to jako zagrożenie życia, co ma ogromne konsekwencje dla jego rozwoju. Z perspektywy naukowej pomysł, że niemowlę noszeniaka można rozpieścić noszeniem, okazuje się absurdalny. (…) Oczywiście nie znaczy to, że dwójka rodziców ma nosić swoje dziecko przez 24 godziny na dobę. Jeśli trzymając je na rękach czują się nieswojo albo wręcz walczą z bólem fizycznym, to takie noszenie przyniesie skutek odwrotny do zamierzonego. Wówczas lepiej będzie, jeśli poprzestaną na intensywnych zabawach z przytulaniem czy nawet na regularnym masażu dziecka, dając mu oprócz tego jakiś substytut noszenia, choćby kołyskę. No i będą oczywiście reagować na jego potrzeby.

[ad=1]

Czytaj dalej: co ma noszenie do inteligencji?