Coś w tym jest, bo skoro Ty widzisz scenę, którą za moment opiszę, a koleżanka wkleja tekst o tym, że w dzieciach ciekawość świata ginie przez wirusa o nazwie smartfon, to komentarz staje się zbędny.

Nie będę już nic mówić, nic pisać, żadnych osądów, choć ta publikacja i tak jest naznaczona brakiem obiektywizmu.

Jesteśmy w restauracji. Ja, mąż, syn - 4,5 roku i młodszy, 10-miesięczny. Siadamy, obok mama z córeczką i zapewne babcią dziewczynki. Dwie dorosłe kobiety wpatrzone w 3-latkę (tak na oko) nagle odrywają od niej wzrok i mówią:

- O, widzisz, jaki chłopczyk grzeczny? Przyszedł i nie krzyczy.

(To o moim, innych dzieci w lokalu nie było.)

CZYTAJ WIĘCEJ: Straszne - aż 40 proc. dzieci, które nie ukończyły jeszcze drugiego roku życia, korzysta z tabletów i smartfonów

Siadamy. Dziewczynka i dwie kobiety nie mają jeszcze jedzenia, nie złożyły zamówienia. Mała siedzi przy smartfonie, ogląda bajkę.

Oho, myślę sobie, zaraz się zacznie. "Zaczyna się" szybciej, niż się spodziewałam. Dziewczynce smarfton z bajeczką szybko się nudzi. Wierzga, kręci się na krześle. Mama i babcia zagadują, zabawiają. Kiepsko im idzie. Smarfton nie daje rady utrzymać uwagi dziecka. 3-latka wstaje, zaczyna chodzić po restauracji. Wchodzi tu, tam. Tu tupnie, tam wsadzi głowę. Mama syczy: "Choć tutaj! Nie rób tak! Przessstań!".

Cudowne urządzenie za kilkaset złotych spełniło swoje zadanie na maksymalnie dziesięć minut. Wychodząc z lokalu widziałam małą na schodach, jak pakowała buzię między wąskie barierki. Niestety, w restauracji nie było czegoś tak prostego, jak papier i kubek z kredkami. Może menedżer machnął ręką i powiedział do siebie: "A co tam, rodzice i tak mają ze sobą smartfony".

Film Fundacji Dzieci Niczyje przygotowany w ramach kampanii społecznej "Mama, tata, tablet".

Poznaj nowy gatunek - Homo tabletis! Czyta Krystyna Czubówna.