W magazynie "Sens" ukazał się cudowny wywiad z Daniele Gargano, włoskim psychoterapeutą poznawczo-behawioralnym, który od trzech lat pracuje z polskimi dziećmi i ich rodzicami. Obszerny, wiele mówiący, ale oczywiście ja wyłuskałam z tego coś dla siebie.

W kontekście tego, że mój 4,5-latek wciąż przechodził "bunt", mogę zapewnić, że nie wszystko da się na ów "bunt" zwalić. Tzn. niektórzy nieraz próbują, ale się nie da.

Zamiast gnać od razu do psychologa (broń Boże nie twierdzę, że jest zbędny), warto przyjrzeć się sobie, by my tak zaczęliśmy pracę z naszą pociechą. Wyjaśnię - nie były to problemy, które jeżą włos na głowie, ale sprawiały, że czuliśmy się bardzo niekomfortowo jako rodzice. A już szczególnie przykry był widok naszego dziecka nie radzącego sobie z własnymi emocjami. Gdy krzywo położony klocek na wieży z LEGO stawał się przyczyną płaczu. Gdy codzienne pobudki były okraszone krzykiem: "Nie chcę iść!". Gdy proste polecenia były ignorowane. I gdy synek zaczął ni stąd ni zowąd wpadać w skrajne nastroje - od totalnych wygłupów po melancholię i dojmujący smutek.

Tu jest miejsce dla stosownego fragmentu wywiadu:

Umysł dziecka, jego miłość własną kształtują rodzice.

Stąd tak ważna rola treningów rodzicielskich. Praca z dzieckiem to w dużej mierze praca z rodzicami, a psycholog to niejako trzeci rodzic, pomagający w wychowaniu. Obserwuję, jak rodzice obchodzą się z dzieckiem w codziennym życiu, w domu, staram się zrozumieć, co należy zmienić - nawet najdrobniejsze rzeczy mogą mieć znaczenie - i przygotowuję plan interwencji. Zaburzenie dziecka zawsze odgrywa pewną rolę w równowadze rodziny. Moim zadaniem jest odkryć te zależności.

Czyli dziecko odzwierciedla problem całej rodziny?

Zwykle za problemem dziecka stoi problem pary. To, co zgłaszają rodzice, to tylko wierzchołek góry lodowej.

Dziecko woła: "Pomocy, statek tonie!"?

Dokładnie tak.

Rodzice widzą tylko niewielki wycinek sytuacji. Najchętniej przekazaliby mi dziecko do "naprawy" i odebrali już "normalne".

Tymczasem muszą się przygotować na otwarcie puszki Pandory. Często nie zdają sobie sprawy, jakie konsekwencje może mieć ich zachowanie. Trzeba pamiętać, że dziecko funkcjonuje według schematu kopiuj-wklej. Powtarza nasze słowa, zdania. Naśladuje sposób poruszania się. Obserwując, jak chodzi dziecko i jego rodzice, wiem, na kogo patrzy, z kogo bierze przykład.


Cały wywiad znajdziecie tutaj.

Wracam do swojego przykładu. Nasza praca nad synkiem trwa i są efekty, choć piszę to nieśmiało, bo boję się chwalić dzień przed zachodem słońca. To jednak praca głównie nad samym sobą. Nad tym, by nie karcić za często. By samemu nie przejmować się głupotami, jeśli nie chcemy tego obserwować u dziecka. By nadawać priorytety właściwym rzeczom. Ja w rozmowie z nim posługuję się cytatem z Małgorzaty Musierowicz: "A tam… Niech zburzy. To wcale nie jest ważne. Ważne, że jesteśmy razem". Każdorazowo ten cytat modyfikuję. Więc gdy mleko się rozleję, staram się nie wpadać w złość, tylko mówię sama sobie i do dziecka jednocześnie: "A tam, niech się rozleje. To wcale nie jest ważne". Bo nie jest. Ważne są dzieci i rodzina. Oraz to, by jej członkowie czuli się ze sobą najlepiej na świecie.