Dziś dzieci mają wszystko, oprócz tego, co miały dzieci kilkadziesiąt lat temu: totalnie nieskrępowaną zabawę. Pisząc nieskrępowaną mam też na myśli fakt, że tych małych ludzi nie trzymały ściany, bawienie się w pokoju było czymś zarezerwowanym na dni deszczowe. Fakty były również inne: czytało się o dzieciach ulegających wypadkom w okolicy domu i to czytało się notorycznie. A zatem nieskrępowana = niepilnowana, nie monitorowana przez dorosłych.

Miało to oczywiście swoje kreatywne plusy, ale podszyte było ogromną dozą ryzyka. Myślę, że trudno porównywać tak odległą przeszłość z teraźniejszością, w której wychowywane są nasze dzieci. Można za to popatrzeć i trochę się rozmarzyć albo po prostu powiedzieć: przynajmniej moje dziecko jest bezpieczniejsze. Zawsze jest ta druga strona medalu.

Chłopcy zatopieni w lekturze komksów, 1952 r.

Łapiąc deszcz

10-letni Martin Witter obserwuje wyścigi ślimaków w swoim domu w Lynwood, w stanie Kalifornia, 1954 r.

Zakonnica tańcząca z dziećmi w Dzień św. Patryka, 1964 r.

 

Dzieci bawiące się papierowymi łódeczkami, Paryż, 1950

[ad=1]