Przedszkola, owszem, są miejscem, gdzie chorób nie da się uniknąć, ale można je zminimalizować. Np. nie posyłając dziecka z zaognioną infekcją między inne dzieci.

Potem to odbija się na rodzicach rykoszetem. Część pozostałych rodziców postępuje podobnie, „bo inne też chodzą chore”. Powstaje błędne koło i historie o wypisywaniu z placówek maluchów, które więcej czasu spędzały chore w domu, niż w przedszkolu, nie są niczym nowym.

Przedszkola mają prawo nie przyjąć chorego dziecka. Istnieje nawet podstawa prawna, która to reguluje: jest to Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 2001 roku w sprawie ramowych statutów publicznych szkół i przedszkoli, mówiące o tym, że statuty mają regulować zasady przyjmowania i odbierania dzieci do i z przedszkola. Mają też zapewnić wszystkim dzieciom bezpieczne i higieniczne środowisko, dlatego nie mogą opiekować się w tym czasie również chorymi maluchami!

Piszę to jakby gotując się do walki. Coś mi mówi, że i w tym roku czekają nas podobne spotkania i apele. Oraz mamy niemal płaczące, zatroskane o swoją przyszłość w pracy. Rozumiem ich trudną sytuację, ale współczuję dziecku, które ze szklistymi oczami, słaniające się i osłabione wysoką temperaturą, zmuszone jest brać udział w zajęciach, zamiast cieszyć się opieką rodzica w domu.

[ad=2]