Najpierw był bunt dwulatka, który zaczął się książkowo, czyli gdy synek miał… 1,5 roku. Potem bunt trzylatka. Nie pozostaje mi nic innego, jak do kolekcji włączyć bunt 4-latka. Czym się przejawia? Najprościej płaczem z każdego możliwego powodu (o, "zawodzenie", tak jest lepiej!), sprzeciwem wobec wcześniej ustalonych reguł oraz chęcią narzucenia swojego zdania. Czyli że z jednej bajki "ustawowej" syn chce zrobić sobie dwie, a najlepiej dziesięć.


Przeczytałam ksiąg czterdzieści, dowiedziałam się z ich treści, że tak już jest. Że to bunt czterolatka. Nikt nie ma na to rady. Są za to rady dla rodzica jak nie stracić nad sobą panowania i jak nie doprowadzić do awantury w domu.


Wspomnę tu książkę "Trudne emocje u dzieci", którą przerobiłam. Mam zamiar wrócić do tej metody, ale życie jest tak nieprzewidywalne, a roszczenia synka tak szybko postępujące, że sorry, książka nie nadąża.


Nawet doktor Google nie ma skutecznej i dobrej rady, a to przecież mędrzec, który wie wszystko. Dlatego też postanowiłam zebrać do kupy metody, które mają zastosowanie głównie u rodzica. A jeśli ta odrobina spokoju na dziecko skapnie jak miód ze słoiczka, to tylko lepiej.


Zrób krok w tył
Jeśli czujesz, że krzykniesz, nie rób tego, tylko powiedz do dziecka: "Tak się zdenerwowałem, że muszę mieć chwilę, by się uspokoić". Możesz wyjść z pokoju. Nie odsyłaj dziecka, nie wysyłaj go na karnego jeżyka czy cokolwiek innego.


Zacznij mówić szeptem
Dziecko będzie musiało się wyciszyć, żeby Cię usłyszeć. Proste? Teoretycznie nawet bardzo, choć w chwili wzburzenia to ostatnia rzecz, jaka przychodzi do głowy.


Zajmij się czymś, co odwróci uwagę, nie robiąc z tego afery
Przejdź do jakiegoś prozaicznego obowiązku. Zdejmij ciężar tematu i zaprzątnij głowę np. naczyniami, które trzeba powkładać do zmywarki.

[ad=2]


Trzymaj się planu dnia
Maluchy, które słabo mówią, będą same mogły przewidzieć, co je czeka. A starszym możesz wcześniej zakomunikować: "Teraz wracamy do domu, jemy obiad i po obiedzie będziesz mógł/mogła się chwilę pobawić". (O.K.  - to u mnie nie działa, syn bardzo chce naginać zasady.)


Nie będę dodawać, że krzyki, upokarzanie dziecka i porównywanie go do innych ("Zosia jest taka grzeczna, a Ty to co?!") mają fatalne konsekwencje. I niech Ci nie przyjdzie do głowy straszyć czymkolwiek, np. panem, który zabierze. Chyba że chcesz, by dziecko obudziło się w nocy z płaczem, szlochając, że za drzwiami jest pan, który przyszedł, by je porwać.


Nie ukrywam, że jako mamie ciężko mi nie krzyczeć, ale naprawdę staram się tego nie robić. Tłumienie w sobie tego jest nie lada wyzwaniem, wręcz sztuką. Doszło u nas jednak do jeszcze innej sytuacji: gdy unoszę głos (a jeszcze nie krzyczę), syn zaczyna mnie przekonywać, że to już krzyk. I pewnie tak jest, w jego mniemaniu. A o jego dobre samopoczucie tu chodzi.

 

Co działa u nas?

Zrozumienie. Gdy synek po raz setny mówi: "Mamo, jest mi przykro", nie bagatelizuję problemu, bo to prawdziwa emocja (choć spraw może mi się wydawać nieistotna). Staram się wykazać empatią. "Dlaczego jest ci smutno?" - pytam lub czasem wprost mówię: "Płaczesz, bo nie możesz już obejrzeć bajki, tak?"

 I on pociągając nosem kiwa głową. Tulę go wtedy, głaszczę i spokojnie wyjaśniam, że bardzo mi przykro, ale nie można za dużo gapić się w telewizor, bo od tego psują się oczy i kręgosłup.

- Gdyby to nie było szkodliwe, mógłbyś oglądać więcej, ale niestety nie możemy... - dodaję.

O dziwo, często akceptuje...

[ad=1]