Do swoich wpisów zawsze potrzebuję bodźca. Wpis na ten post pojawił się już chwilę temu, a była nim audycja w radiowej „Trójce”, kiedy to jadąc samochodem słuchałam dociekań Matki Polki Feministki na temat współczesnych mam. Sfrustrowanych mam.

Moja mama sfrustrowana


Szwagierka ma zostać matką i najbardziej obawia się właśnie tego. Ma rację.


- Gdy rozmawiam z innymi młodymi matkami, zewsząd słyszę, że są sfrustrowane. Nie tyle zmęczone, niewyspane, co sfrustrowane. I tyle z nich mówi o tym, ile trzeba poświęcić, by być matką.

HELOOOŁ!, chce się krzyknąć - same tego chciałyście. Najczęściej.


Prawda jest taka, że niewiele z nas jest przygotowanych na rewolucję, jaką niesie ze sobą pojawienie się pierwszego dziecka.


- Pierwsze przerasta o 100%, drugie już tylko o 60% - powiedział mi mądrze ojciec trójki dzieci.

 

Babcie rozkładają ręce


Dlaczego nasze matki dziwią się nam, gdy mówimy o frustracji? Wypadałoby, by rozwinęły temat, prawda? Drodzy Czytelnicy mojego skromnego bloga, może przytoczę kilka wypowiedzi mądrych kobiet, w tym mojej matki i babci, matek moich koleżanek. Dlaczego one wspominają ten czas inaczej?


- Myśmy wszystkie były zmęczone, nie takie zadbane, miałyśmy niepomalowane paznokcie, a w domach niedosprzątane - mówi jedna z nich. - Ale to się wiązało z macierzyństwem. Nie było mowy o bywaniu w kawiarniach, bo większość z nich była totalnie nieprzygotowana na wizytę dzieci. Więc albo pomogła babcia i matka mogła się gdzieś wyrwać, albo siedziało się w domu.


Ponieważ jednak w latach 80. i około tego czasu generalnie bywało się mniej, a najczęstszą imprezą była domówka przy herbacie ze szklanki, tudzież mocniejszych napojach, i sałatce jarzynowej z półmiskiem wędlin (trzeba je było wcześniej zdobyć!), jakoś kobiety przeżywały to uziemienie.


- Kiedy byłam młoda, było oczywiste, że urodzenie dziecka przykuwa do domu na jakieś trzy lata - powiedziała matka koleżanki. - Nikt też nie narzekał, że tyle poświęca.


Nie było presji na bycie sexy mamą. Nie było internetu, wzajemnego porównywania się, bo każdej było ciężko bez ogólnodostępnych Pampersów.


- To zmęczenie wchodziło w pakiet zwany „jestem mamą”. Jak miałam nieidealny dom, to nikt mi tego nie wytknął, bo było normalne, że mam dziecko i wszystkiego nie jestem w stanie ogarnąć - dodaje inna mama, dziś już babcia.


Dziś wymówek jest mniej z jednorazowymi pieluszkami, drogimi gadżetami, które służą bardziej fanaberiom mamy niż wygodzi dziecka (ono naprawdę nie rozróżni bodziaka za 20 zł od tego za 80) oraz - by nie pominąć najważniejszego - sprzętom AGD i ogólnej zmianie społeczeństwa polegającej na przyznaniu, że noworodek też człowiek, a matka po urodzeniu wcale nie musi zamykać się w klatce, tylko nadal wieść takie samo życie, jak wcześniej..


Zaraz, zaraz… Czy aby na pewno takie samo?


Tu dochodzimy do sedna.


NIE. Ono już nie będzie takie samo. Jeśli dziecko rodzi się zdrowe i bez specjalnych wymagań, możesz sobie pogratulować w duchu, ale już nie takie rzadkie przecież kolki sprawiają, że wczesne macierzyństwo potrafi bardzo zmęczyć, o cięższych przypadkach nie wspomnę.


Dlaczego on ma lepiej?


A męczy często mamę, tatusia jakby trochę mniej. Oni czasami uciekają na kanapę, bo muszą wstać do pracy. Gdy karmisz piersią orientują się, że często w nocy są tak naprawdę zbędni, bo skoro już kobieta wstanie i nakarmi, to często też przewinie.


- Policzyłam sobie, że moje karmienie piersią zajmuje mi jakieś 40 godzin tygodniowo - wspomina mama wypowiadająca się w audycji. - To był taki mój etat.


Kobieta wyjaśniła więc mężowi, że skoro on pracuje na etacie, a jej opieka nad dzieckiem, czy też samo karmienie, zabiera również 40 godzin, to pozostałymi obowiązkami muszą się dzielić.
Panowie nie policzą tych godzin za nas. Trzeba im powiedzieć prosto z mostu, wielkimi literami: zajmuje mi to tyle i tyle, potrzebuje konkretnej pomocy. Rzucone z pretensją: „Zająłbyś się dzieckiem” najczęściej generuje tylko konflikty, bo panowie często rozumują, że skoro oni pracują, a kobieta „siedzi w domu”, to oni są bardziej utytułowani do wypoczynku.


Ja jednak dopiero mając drugie dziecko byłam w stanie uczciwie przyznać, że niemowlak nie jest męczący. Takie dzieci jednak dużo śpią, leżą. Znacznie łatwiej wysłać ojca na spacer w nosidle czy z wózkiem, niż poprosić, by zajął się roczną, uczącą się chodzić mini-torpedą.


Pokolenie „ja”


Zaczęłam czytać, wertować jakieś opracowania. Nie blogi, nie fora, gdzie kobiety wylewają żale. Przypomniałam sobie… teorię literatury i książkę Betty Friedan, „The Feminine Mystique”, kiedy to rodziły się badania nad literaturą kobiecą i generową. Kobiety miały porzucić idealne domostwa wyposażone w najnowszy sprzęt AGD i zamiast być „tylko” matkami i gospodyniami, robić karierę. Nikt jednak nie przejął za nich matczynych obowiązków, a jeśli tak się działo, to zazwyczaj ze szkodą dla całej rodziny. Niewiele osób wie, że Friedan wydała potem (do dziś nieprzetłumaczoną na polski) książkę „The Second Stage”, w której pisze o tym, jak trudno być kobietą łącząca tak wiele ról na raz : matki, żony, gosposi, kucharki, a do tego jeszcze spełnionej zawodowo, ambitnej kobiety pracującej. Frustracja - surprise, surprise! - nie zniknęła, a powodu do niej spiętrzyły się niepomiernie. Świat wciąż nie uporał się z różnicami między kobietami i mężczyznami, zresztą pewnie nieprędko to zrobi. Sama Betty przyznała, że jej wielki plan trochę spalił na panewce. Sorry, taki mamy klimat.


Nie mogę mówić głosem milionów kobiet. Mogę powiedzieć, kiedy u mnie przyszedł względny spokój: gdy pojawiło się drugie dziecko. Gdy zauważyłam, że ten czas frustracji mija, a problemy przychodzą i odchodzą, a jedne zmieniają się w drugie. Gdy spostrzegłam, jaki ten czas „uwiązania” jest krótki i że to tak naprawdę wcale nie jest „uwiązanie”, że wolę wakacje spędzić z dziećmi, nawet jeśli nie do końca na nich wypocznę.


- Tak, Iza, to było dawno temu, gdy miałyśmy po jednym dziecku i byłyśmy urobione po pachy - wspomina ze śmiechem moja dobra koleżanka.