Krótka anegdota. Jesteśmy u pediatry. 5-miesięczny maluch gorączkuje.


- Wie pan, ma 37,5. Może to zęby… - zaczynam.


- Na pewno nie zęby! - ucina krótko.


Po czym dodaje:


- Ja przepraszam, że tak przerwałem, ale może wyjaśnię kilka rzeczy. Najczęściej wszystkie infekcje zwala się na ząbkowanie. Tymczasem organizm by zwalczyć wirusy reaguje często podniesioną temperaturą. Wygodnie jest zwalić na zęby. Przeprowadzano badania i tylko ułamek procenta podobnych przypadków u dzieci był niezwiązany z infekcją. Za to "zęby" są ulubioną wymówką babć i mam na gorączkę, marudzenie czy biegunkę.


- Mój syn - ciągnie dalej pediatra - miał 2 miesiące, jak zaczął się ślinić. Babcia mówiła: "Oho, będą ząbki". Gorączkował - zęby. Marudził - zęby. Gdy synowi pierwszy ząb wyrósł w końcu w wieku 14 miesięcy (tak, 14 miesięcy!), babcia powiedziała: "A nie mówiłam, że będą zęby?".


:)

Doktor uprzejmie wyjaśnił mi, że ślinienie się i pakowanie wszystkiego do buzi nie ma wiele wspólnego z ząbkowaniem. "To naturalna faza rozwoju dziecka, tzw. faza oralna". Dziecko w ten sposób poznaje świat. Oczywiście często skoki rozwojowe, rozwój emocjonalny i inne rzeczy (np. wspomniane infekcje) idą w parze z pojawianiem się pierwszych ząbków. Stąd mit - od dziś u mnie obalony.